niedziela, 22 maja 2016

Czas na pierwszy przepis. Ryż po azjatycku z warzywami i jajkiem

Jak wiecie moje gotowanie z Thermomixem trwa od niecałych dwóch tygodni i nadal jesteśmy na etapie poznawczym. Mam tu na myśli opanowanie wszystkich funkcji i używania odpowiednich ustawień do uzyskania wymaganych rezultatów. Już na przykład nauczyłam się, że przygotowując warzywa na parze, lepiej pokroić je na mniejsze kawałki, co zdecydowanie skraca czas parowania. Opanowałam również organizację pracy, żeby nie było konieczności mycia misy przy każdym daniu. Pewnie się teraz zastanawiacie, jak to możliwe, ale mój TM jest w użyciu kilka razy dziennie i po niektórych czynnościach naprawdę mogę od razu przejść do następnych, bez zbędnego mycia i czyszczenia, co oszczędza mi czas. Warto także dodać, że używając odpowiednich ustawień (1min/60stC/6) TM czyści się sam, a nam pozostaje szybkie opłukanie naczynia. Nie trzeba się martwić o tłuste pozostałości, gdyż podgrzanie wcześniej wlanej wody do 60 stopni Celsjusza spokojnie upora się z resztkami oleju, czy klejącego ciasta na chleb.
Pewnie te podstawowe informacje wydają Wam się nudne, ale wspominam o nich nie bez przyczyny. Otóż, każdy na początku przygody z Thermomixem musi przyzwyczaić się do korzystania z różnych funkcji, czyli jaka prędkość posieka warzywa, jaką musimy ustawić, aby zetrzeć ser żółty, albo jakie parametry są potrzebne do zmielenia ziaren, czy soczewicy, której można użyć do zagęszczenia zup, pomijając śmietanę lub mąkę.
Ja uwielbiam eksperymentować w kuchni i to była moja główna obawa przy podejmowaniu decyzji o posiadaniu Thermomixa. Nie byłam pewna, czy będę mogła w nim tworzyć swoje własne potrawy i smaki, czy jednak będzie trzeba się sztywno trzymać przepisów z różnych książek. Wszyscy zapewniali mnie, że nie ma żadnych ograniczeń i można stworzyć, co tylko się chce, ale ja trochę martwiłam się, skąd będę wiedziała jak wszystko ustawić. Na początku trzymałam się wytycznych i po kilku dniach odetchnęłam z ulgą. Powoli znowu zaczynam robić w kuchni to co lubię najbardziej, czyli po prostu się bawić. Kilka przepisów przerobiłam pod smaki mojej rodziny i myślę, że jestem gotowa, aby się podzielić z Wami jednym z nich.

Ryż po azjatycku z warzywami i jajkiem

30g oleju orzechowego (wedle gustu i dostępności)
140g cebuli
1 ząbek czosnku
2 duże marchewki
30-40g sosu sojowego
1 łyżeczka cukru (u mnie brązowy)
1 łyżeczka pasty bulionowej lub kostka rosołowa
350g ryżu (u mnie basmati, nasz ulubiony)
1,2l wody
500g mieszanych warzyw (ja dałam brokuł, małe marchewki, mrożony groszek, zieloną fasolkę szparagową i kukurydzę)
4 jajka


Wykonanie:
1. Wlewamy olej i wrzucamy cebulę oraz czosnek do misy - siekamy 3s/prędkość 5
2. Dodajemy marchew i siekamy 2s/prędkość 4.5
3. Wlewamy sos sojowy i cukier. Podsmażamy/dusimy 7min/120stC/prędkość mieszania łyżką. Po tym czasie przelać sos do osobnej miski i przykryć
4. Pastę bulionową wrzucamy do misy (nie ma potrzeby jej mycia). Do koszyczka wsypujemy ryż i wlewamy wodę. Na górę stawiamy varomę (czyli naczynie do gotowania na parze) wypełnioną warzywami. Zamykamy i parujemy 14min/Varoma/prędkość 2.
5. Tackę od Varomy wykładamy zwilżonym papierem do pieczenia. Do miski wbijamy jajka, mieszamy widelcem i na ostatnie 7 minut parowania warzyw i ryżu kładziemy tackę na varomę wylewając na papier jajka.
6. Po upływie wymaganego czasu gotowania, wsypujemy ryż do dużej miski/garnka i mieszamy go z warzywami i sosem. Jajka kroimy na kawałki i dorzucamy do ryżu. Podajemy gorące.
Smacznego!

Przepis oryginalny z podstawowej książki do Thermomixa "The Basic Cook Book". Ja zwiększyłam trochę ilość składników do przygotowania sosu i dodałam "coś" od siebie. Gdybym tego nie zrobiła, to nie byłabym sobą ;) Również ominęłam boczek, który jest w przepisie z kiążki.

Przepis można również przygotować w tradycyjny sposób, siekając drobno wszystkie skladniki na sos i przygotowując go w garnku. Ryż gotujemy na sypko, a warzywa na parze lub w wodzie. Jajka można przygotować na patelni a'la omlet.


sobota, 14 maja 2016

Znalazłam wadę Thermomixa

Dzisiejszy tytuł posta brzmi dziwnie, jak na kogoś kto został posiadaczem wymarzonego sprzętu zaledwie kilka dni temu, ale zaraz zamierzam Wam wszystko wyjaśnić. Owa wada przyczyniła się do moich braków na blogu oraz w kilku innych dziedzinach mojego życia codziennego. Sama nie mogę uwierzyć, że nagle pojawiają się zaległości, a ja ze stoickim spokojem macham ręką i dalej robię to co podoba mi się tej chwili najbardziej. Domyślacie się już o jakiej wadzie jest mowa w nagłówku? Określając ją jednym słowem, to jest to po prostu uzależnienie. Z pełną odpowiedzialnością i świadomością mogę napisać, że gotując raz w Thermomiksie, od razu chce się więcej i więcej. Odkąd stoi on w mojej kuchni, pierwsza myśl przychodząca mi do głowy tuż po przebudzeniu, to "co dziś stworzymy razem z TM".
Niektórym może wydać się to śmieszne i za razem dziwne, bo jak po kilku dniach użytkowania można tak oszaleć, ale nic się nie da na to poradzić. Bo na przykład, jak zrobi się domową wegetę bez glutaminianu sodu i innych bliżej nieokreślonych składników w kilkanaście sekund, to w momencie pojawia się pomysł wypróbowania czegoś innego, "skoro to tak szybko". Domowa wersja nutelli była gotowa w niecałe 20 minut, a warzywna pasta a'la kostka rosołowa w mniej niż godzinę. Warto dodać, że Thermomix świetnie sobie radzi z orzeszkami ziemnymi i w 90 sekund przetwarza je w pyszne masło orzechowe, do którego można dodać ulubionej przyprawy, co sprawi, że jego smak stanie się bardziej wyrazisty.

Poniżej kilka rzeczy, które zrobiłam w jedno krótkie popołudnie.
1.Kostka warzywna 2. "Nutella" 3. Masło orzechowe 4. Posypka z gorzkiej czekolady
Mój syn, który nie wyobraża sobie życia bez nutelli zaaprobował tą zrobioną przeze mnie, co oznacza, że jest równie smaczna, a o ile zdrowsza. Zupy na zrobionej paście niczym nie różnią się od tych z kostek i są bardzo smaczne, z kolei posypka czekoladowa wyśmienicie pasuje do kawy, również przygotowanej w TM.
Po tym krótkim wyjaśnieniu sami oceńcie, czy tego typu uzależnienie jest wadą?

piątek, 6 maja 2016

Już jest!!!!!!!!!!!!

Po wielkim oczekiwaniu, wielu spacerach do okna w celu wypatrywania kuriera i kilku snach z Thermomixem w roli głównej, wreszcie jest i stoi w mojej kuchni. Nawet dzieci dzisiaj wydały okrzyk radości, kiedy wielki biały samochód zaparkował pod naszym domem. Nie wiem, czy bardziej cieszył je fakt posiadania nowego sprzętu kuchennego, czy może koniec zrzędzenia mamy o jednym i tym samym. Podejrzewam, że to drugie, ale moja w tym głowa, żeby cieszyły się również z tego, co ta maszyna potrafi. Niestety dzisiaj testowanie było niemożliwe, bo czas na to nie pozwolił. Jak tylko kurier postawił wielkie pudło w przedpokoju, to ja z bólem serca musiałam wyjść. Pewnie sobie wyobrażacie moje wahanie w drzwiach? "Jechać załatwiać sprawy, czy rozrywać karton?" Po krótkim namyśle stwierdziłam, że nie ma co i obowiązki, to obowiązki. Buty, torba kluczyki i już mnie nie było, co bym się nie rozmyśliła. W związku z tym nie udało mi nic przyrządzić w TM, a jedynie sprawdzić, czy działa
Dzisiaj foto relacja z wydarzenia miesiąca w naszej rodzinie, czyli "Thermomixsie witaj w domu", a już niebawem pierwsze koty za płoty, a wiec jak się w nim gotuje.








czwartek, 5 maja 2016

W oczekiwaniu na przesyłkę

Dzisiaj jest czwartek, czyli dzień kiedy Thermomix powinien się pojawić w moim domu. Chyba nie muszę nikomu mówić, że siedzę jak na szpilkach i podchodzę do okna słysząc każdy warkot silnika. Nawet dzieci od samego rana już zaczęły o tym mówić, co oznacza, że im również udzieliło się moje podekscytowanie. Ciekawe, czy równie chętnie będą próbowały nowych potraw?
Rano, jedząc śniadanie obserwowałam swoją kuchnię i w myślach przestawiałam różne sprzęty na blatach, które tak naprawdę będą mogły zniknąć, bo TM świetnie poradzi sobie z ich funkcjami. W końcu wybrałam dwa ewentualne miejsca, gdzie kabel bez problemu sięgnie wtyczki i dostęp przy gotowaniu nie będzie utrudniony.
Wszystko już mam zaplanowane, a kuriera nadal nie ma. Chyba muszę uzbroić się w cierpliwość, bo w innym wypadku ten dzień będzie wyjątkowo długi.
W następnym poście będziemy wspólnie odpakowywać TM, więc zapraszam.

niedziela, 1 maja 2016

Naprawdę robi wrażenie!


Zdjęcie ze strony Thermomix 

Zazwyczaj mówi się, że najtrudniej jest zacząć i napisać pierwszego posta. W moim przypadku chyba jednak się to nie sprawdzi, bo ja dokładnie wiem o czym ma być dzisiejszy-inaugaracyjny wpis, dlatego do rzeczy.
Jakieś dwa tygodnie temu, może mniej zostałam zaproszona na prezentację Thermomixa i muszę przyznać, że zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Nie mieściło mi się w głowie, jak odlotowo wyglądający gadżet zrobi wszystkie te rzeczy, na których samą myśl odechciewa Ci się gotować, bo zajmuje to mnóstwo czasu i kuchnia wygląda jak po konkretnym tajfunie. Nie ukrywam, że wybierając przepisy często myślę jak długo mi to zajmie czasu, a co ważniejsze ile będzie trzeba później sprzątać. Potrawy jednogarnkowe, to jest coś co lubię najbardziej. Smaczne, w miarę szybkie i kuchnia jest ogarnięta w 10 minut. Wracając do Thermomixa i prezentacji, od razu wiedziałam, że chciałabym mieć takie cacko stojące na moim kuchennym blacie, ale nie tak od razu byłam przygotowana na tego typu wydatek. Oszczędzanie trochę by zajęło, a ja nie należę do bardzo cierpliwych. Zaczęłam rozważać opcję nabycia Thermomixu poprzez przedstawicielstwo, co oznaczałoby posiadanie go w bardzo krótkim czasie. Później myślałam, że przecież umiem gotować i może obędę się bez niego, bo w końcu wiele lat jakoś sobie radzę. Pewnej nocy nawet mi się przyśnił. Swoją drogą świetnie komponował się z wystrojem mojej kuchni. On stojący niedaleko kuchenki, ja szykująca talerze do podania wyszukanego jedzonka dla całej rodzinki, a wkoło czysto bez góry naczyń w zlewie. Obudziłam się z delikatnym uśmiechem na ustach i już byłam prawie przekonana. Rozmawiałam z wieloma osobami i stwierdziłam, że na pewno poszerza możliwości w kuchni. Po dniu otwartym wszystko nadal wyglądało konkretnie i bez haczyków, więc podjęłam ostateczną decyzję i tak za kilka dni stanę się posiadaczką nowego Thermomixa.